
Miłosna bylejakość
Wszechogarniająca bylejakość miłosna jest nie do zniesienia. Jestem osobą mocno wrażliwą jeżeli chodzi o stosunki międzyludzkie. Zwracam ogromną uwagę na miłowanie się ludzi, kochanie, a sprawy honoru traktuję pierwszorzędnie. Mimo, że daleko mi do ideału, jakim bym pragnęła być każdy mój dzień to boksowanie się samej ze sobą o lepszą wersję mnie.
„Miłosna bylejakość” to zdecydowanie takie zjawisko, na które jestem wyjątkowo drażliwa. Gdzie się z nią spotkać? Dosłownie wszędzie. Znajdziecie ją w domu rodzinnym, gdzie matka całe życie trzymała ojca pod przysłowiowym pantoflem, będąc z nim tylko dla dobra dzieci lub z prostych potrzeb finansowych. Znajdziecie ją u fałszywych przyjaciół i u rodziny, która pamięta o was tylko w chwilach, kiedy znajduje się w potrzebie. Znajdziecie ją również w swoich związkach, jeśli się tylko dobrze im przyjrzycie.
Żyjemy w czasach kiedy ważna jest oprawa, otoczka naszego życia. A w środku- wydmuszka. Nasze mamy i babcie wzruszały się do piosenek Seweryna Krajewskiego:
[…]
Miasto, które zna jak brudną plamę,
teraz niech jak sen przy tobie zgaśnie,
szkoła, którą dał jej ten kochany,
zniknie nagle, tak jak lęk poranny.
Daj, daj tej dziewczynie biały welon,
kup, kup dwie obrączki szczerozłote,
zgaś, zgaś podły uśmiech ludzi złych!
A potem daj, daj tej dziewczynie czyste ręce.
idź, idź do jej matki na niedzielę.
walcz! walcz! niech was nie pokona czas!
Szarość zwykłych dni jej nie porazi,
place, które śpią jak po chorobie,
ciasny, stary dom, bez gniazd bocianich,
świata groźny szum, co płynie z gazet.
Świecić będzie jej urody nagłość,
w czarną, zimną noc i w dzień majowy,
tylko ty masz być jak doktór mądry,
co dzień taki sam i co dzień nowy.
[…]
Co młode pokolenie sądzi o tych piosenkach? Ślub to wydarzenie. Najbardziej stylowi, idą na kurs tańca, ćwiczą układy choreograficzne, stylizują się i organizują „show”. Otoczka – a w środku pusto. Wolę już piosenki z lat 80-tych, przez wielu określane jako kicz. Kupuję te wszystkie proste piosenki o miłości, ponieważ w ich prostocie kryje się kilka mądrych prawd, które gdzieś po drodze zgubiliśmy. Nie chce być modna, chcę być szczęśliwa. Nie chcę aby pokonał mnie czas, nie chcę wrzucić mej miłości do lamusa.
Żyjemy w takich czasach, że małżeństwo często kończy miłość – a przecież ma być początkiem wielkiej drogi zakochania. Dla współczesnych zakochanych kiczem jest jak rodzice się całują, jak dojrzała kobieta ubiera głęboki dekolt dla swojego męża, jak małżonkowie się trzymają za ręce, jak publicznie okazują sobie miłość.
Mój system wartości jest z goła inny. Patrzę z podziwem na moich dużo starszych przyjaciół- zazdroszczę im, że po 30 latach małżeństwa zachowują się jak podlotki. On patrzy na nią jak na dopiero spotkaną kobietę, ona oddaje się mu, jak by był jedynym mężczyzną na ziemi. Widzę siłę ich miłości i wiem, że nie wyobrażam sobie swojego związku inaczej niż właśnie tak.
Razem z mym Ukochanym staramy się żyć naszą miłością. Patrzeć w jednym kierunku, iść razem pod wiatr i z wiatrem, być jednym ciałem i jednym głosem. Mamy malutkie doświadczenie w małżeństwie, bo dopiero 9 lat, ale my już wybraliśmy- chcemy być tym co „oświeceni” nazywają kiczem.
Chcę chodzić z mym Kocurem na babskie imprezy, chcę aby zapraszał mnie na randki, chcę iść z nim na tańce, przeżywać z nim chwile wzruszenia i dawać się porywać na coroczne podróże poślubne. Chcę dostawać kwiaty i przyjmować codzienne wyrazy miłości. A na koniec, chcę przyjmować złośliwe szepty i uśmieszki, ponieważ ci, którzy śmieją się z prawdziwej miłości śmieją się sami z siebie.
Nie wiem kto jest bardziej śmieszny, ci co są zakochani czy ci co wracają do domu, w którym ich drugie połówki ich nie szanują. Do domu, w którym żyją pod jednym dachem z mężczyzną, który do kolegów określa je epitetem „stara”, „moja”, do domu gdzie żona, kobieta traktuje mężczyznę jak najmłodsze dziecko. Ci sami co uważają, że w małżeństwie lub związku z dużym stażem nie ma już miejsca na wrażliwość, pożądanie, szaloną miłość, mają swoje zdradzające ich nieszczęście słabości.
Kobiety uciekają w świat Pana Grey’a, marząc o cudownym i niegrzecznie przystojnym kochanku, którego przy nadarzającej się okazji zamieniły by ze swoim mężem, gdyby tylko nie było to nieeleganckie. Mężczyźni z kolei robią bydlęce oczy do znanych modelek, aktorek i młodych kelnerek, „bo przecież stosunek z własną żoną to jak kazirodztwo”.
I kto tu jest śmieszny? Nasuwa mi się od razu cytat z „Rewizora” Nikołaja Gogola – „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!”.
Dziś kiedy wrócę do domu, wiem że będzie tam na mnie czekał mój Ukochany. Wiem, że przygotuje mi drobną kolację, ponieważ nie potrafi gotować, a ja zachwycę się nią jak bym spożywała nektar bogów, ponieważ liczy się serce i to, że kocham tego mężczyznę do utraty tchu, z każdym dniem bardziej.
Do zobaczenia,
Kasia